poniedziałek, 8 lutego 2016

MENU NA PONIEDZIAŁEK

sok z 5 cytryn

I śniadanie:
  • kawa z mlekiem i cukrem
II śniadanie:
  • kanapka z wędliną
  • herbata
Obiad:
  • 2 jaja na twardo
  • pomidor
  • brokuły
Podwieczorek:
  • sok z marchwi
Kolacja:
  • pierś z kurczaka
  • sałata z oliwą, kiełkami i cytryną
No... to już coś - 950 kcal (jednak zdecydowałam się na liczenie kalorii, przynajmniej na początku diety)
3 dzień bez słodyczy!

niedziela, 7 lutego 2016

CELLULIT MÓJ WRÓG


Dokonałam dokładnych oględzin kobiety w lustrze i stwierdzam, że już nawet gołym okiem widać, że "nadejszła" pora, aby wziąć się za jej nadszarpniętą urodę.



Widok przykry, ale działania całkiem przyjemne (nie to, co to odchudzanie).
Niestety, moje ciało już mnie nie zachwyca, a moje uda zaatakował podstępny, działający pod osłoną grubych rajstop i leginsów, zatwardziały wróg kobiet - cellulit.
Niby wielkiej tragedii nie ma, ale po co mi on?
Wytoczyłam więc wszystkie dostępne mi działa oraz amunicję i przystąpiłam do zmasowanych działań wojennych.
Działo czyli masażer, zostało wydobyte z czeluści garderoby, gdzie leżało zakurzone i zapomniane od nowości, a więc od 4 lat.

sobota, 6 lutego 2016

PRAWIE GŁODÓWKA

Nie powiem, mimo że marudziłam, ale gdzieś pod skórą, tliło się we mnie samozadowolenie.
Więcej powiem, uważałam, że wbrew temu co mówię, moje odchudzanie się już zaczęło.
Tak trochę po partyzancku, ale już!


W zasadzie, to miałam nawet poczucie, że "prawie"  jestem na głodówce!
Potrzebowałam jednak dowodu, aby obwieścić o tym społeczeństwu, a nawet całemu światu, więc zrobiłam wysiłek (o nie, nie fizyczny) i przeliczyłam mozolnie wszystkie wczorajsze posiłki na kalorie.

piątek, 5 lutego 2016

SZTUCZKI WOKÓŁ PIRAMIDY ŻYWIENIOWEJ - PO MOJEMU

Łyknęłam skoro świt niezły kubas soku z cytryny i muszę powiedzieć, że nie zapiałam z zachwytu, bo mnie nieco otrząsnęło, ale co tam, czego się nie robi dla zdrowia.
Przede mną dwa dni wolnego, no i ten nomen omen - poniedziałek, a u mnie w koszyczku tylko 2 cytryny, więc nie było wyjścia znowu musiałam dokupić. Tym razem wrzuciłam do torby 20 sztuk, na co moja znajoma straganiarka rezolutnie zauważyła - Pani to te cytryny chyba pochłania!

 - No, może nie aż tak, ale i owszem - potwierdziłam - Pani też radzę, zwłaszcza, że grypa szaleje.
- Do herbatki to dlaczego nie, ale żeby tak sam sok, brrrr...., ja tam wolę... - rozgadała się, a ja gwoli skrócenia tej interesującej skądinąd konwersacji, powstrzymałam się od dalszej polemiki, na temat wyższości smakowitości nad zdrowotnością.

czwartek, 4 lutego 2016

PO ROKU W TŁUSTY CZWARTEK - KURACJA CYTRYNOWA

Kto nie zje pączka w Tłusty Czwartek, będzie miał pecha przez cały rok.
Trzeba więc pochłonąć przynajmniej 400 kalorii, aby sobie zapewnić kawałek szczęścia.
Czego jednak człowiek nie zrobi, aby móc zaklinać los i aby zdobyć sobie jego przychylność?



Tak robili już nasi przodkowie od kilkuset lat, więc coś musi chyba w tym być.
Jestem tradycjonalistką, ale też łasuchem, więc miałam dylemat (choć krótko); czy zjeść bułę nadzianą słoniną, jak to czyniono do XVI wieku, czy słodkiego, współczesnego pączusia? Zostałam obdarowana od rana pączkami;  życie i miły człowiek wybrał za mnie..., więc wizja buły ze słoniną przestała mnie trapić.
Tyle o pączkach i tradycji, a teraz o moim ciele i kaloriach...
Tak sobie myślę, że zacznę znowu tutaj skrobać, tym razem zmagając się z dietą, która ma ze mnie zrobić Anję Rubik. 

sobota, 14 marca 2015

ZADOWOLENIE - 70%


Nie zawsze jest tak jakby się chciało...
A chciałoby się, żeby było wszystko na przysłowiowe 100%.
Niestety czasem trzeba odpuścić i plan wsadzić do szuflady. Mówię sobie jednak, że ważne jest, aby do niego wrócić.
Kolejny dzień musiałam odpuścić sobie z różnych względów pobyt w klubie i czuję się z tego powodu nieco nieswojo. Mam z tego powodu coś na kształt poczucia winy!
Tak mi brakowało dawki codziennego ruchu, że odkurzyłam stojący w kącie od niepamiętnych czasów (mało używany) rower treningowy.

Wtoczyłam go do salonu i zaczęłam wytrwale pedałować, czym wzbudziłam zainteresowanie nieprzywykłego do takiego widoku Neona.
Kocur tak skoncentrował się na moich śmigających stopach, że kiedy skończyłam, był tak umęczony obserwacją i krążeniami własnej głowy, że natychmiast padł na fotelu i zasnął.

środa, 11 marca 2015

APETYTY NA DIECIE


Zamiast wzorem moich sąsiadek z osiedla zabrać się za mycie okien, wybrałam w tę piękną środę inne ćwiczenia.
Co prawda, efektu moich działań na razie nie widać, ale mam z nich więcej satysfakcji niżbym wypucowała okno balkonowe.
Dzisiaj na tapecie były plecki i łapięta, a konkretnie bicepsy, które świętej pamięci moja babcia Wala, skwitowałaby zapewne jednym ze swoich ulubionych porównań - Masz bicepsy, jak bocian pięty!

Babcia nigdy mi nie wyjaśniła co chodzi z tymi bocianimi piętami, ale podejrzewam, że moje bicepsy nie wypadłyby w tym porównaniu korzystnie.
Ale nie bój bociana! - zaczęłam nad nimi pracować, aż spocone pióra furkoczą!
Pomijając poniedziałek; wstanie i pomaszerowanie do klubu, stało się nieodłącznym elementem poranka, gorzej natomiast jest z tą moją "zdrową dietą".
Bazowanie na drobiu i rybach, zaczyna mnie przerastać..., ale na razie jakoś trwam.
Do słodyczy już mnie tak nie ciągnie, choć mam chwile załamania, natomiast zaczęły się pojawiać różne dziwne apetyty, oczywiście tylko i wyłącznie na to, co niedozwolone, a przede wszystkim niezdrowe.