Nie powiem, mimo że marudziłam, ale gdzieś pod skórą, tliło się we mnie samozadowolenie.
Więcej powiem, uważałam, że wbrew temu co mówię, moje odchudzanie się już zaczęło.
Tak trochę po partyzancku, ale już!
W zasadzie, to miałam nawet poczucie, że "prawie" jestem na głodówce!
Potrzebowałam jednak dowodu, aby obwieścić o tym społeczeństwu, a nawet całemu światu, więc zrobiłam wysiłek (o nie, nie fizyczny) i przeliczyłam mozolnie wszystkie wczorajsze posiłki na kalorie.
Przeliczyłam i już chciałam jak Gajusz Juliusz Cezar krzyknąć - Przybyłam, zobaczyłam i zwyciężyłam! - Gdy usta zamknął mi wynik - 1800 kcal!
Jak to możliwe, że zeżarłam tyle ile górnik przodowy, a przez cały dzień (a nawet w nocy) byłam głodna?!
A na dodatek głównie to były węglowodany!
Gdzie ich było aż tyle, to nie mam najmniejszego pojęcia!
Załamka na całej linii :(
.......................................................................................
Dzisiejsze menu:
Sok z 5 cytryn - 90 kcal
I śniadanie:
Dzisiejsze menu:
Sok z 5 cytryn - 90 kcal
I śniadanie:
- kawa z mlekiem i cukrem - 38 kcal
II śniadanie:
- bułka z wędliną i z serem - 300 kcal
- herbata - 1 kcal
Obiad:
- pierogi z mięsem - 445 kcal
- herbata - 1 kcal
Podwieczorek:
- sok z buraków i jabłka - 150 kcal
Kolacja:
- bułka - 269 kcal
- guacamole - 319 kcal
1631 kcal - trochę lepiej niż wczoraj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz